Ostatnio często podglądam poczynania Amerykanów, niesamowicie kreatywni, zawsze dostarczają mnóstwo pomysłów:) aż chcę się ruszyć z krzesła i zacząć od zaraz! I przez nich zakochałam się w decoupage. Technika znana mi nie od dzisiaj, ale zawsze zostawiałam ją w swoich odległych planach ze względu na to, że uważałam ją za dość mało ekonomiczną metodę;) teoretycznie tak, jeśli chciałabym robić wszystko materiałami specjalnie stworzonymi do tej techniki. Ale w praktyce istnieją alternatywy:) a najszybciej można je znaleźć z kanciapie u taty. Mimo, że trzeba uważać, żeby po drodze nie nadepnąć na rozsypane gwoździe, poległe piłki, młotki, śrubokręty, żarówki.
Wyniosłam stamtąd emulsje pozostałe po malowaniu mieszkania, pędzle i lakier akrylowy. Jedyne, w co sama zainwestowałam to serwetki za piątaka;) i jak się wzięłam w poniedziałek tak dopiero dzisiaj skończyłam, z większymi przerwami. Wykorzystałam też pudła po butach, może w końcu doczekam się ogarniętego pokoju z ogarniętymi i poukładanymi rzeczami:D
A bluza? Więcej zdjęć w kolejnym poście na dniach:) projekt miałam w głowie od dość dawna, tak samo jak kilka innych, ale chęci, chęci brak! Oprócz bluzy wrzucę t-shirt, który jest dopiero w fazie przetwórczej;)
szelua.